Wypadek w Wilczym Jarze. Co zdarzyło się 44 lata temu?
Dokładnie 44 lata temu, 15 listopada doszło do wypadku, o którym mieszkańcy Żywca nie zapomnieli nigdy. Wczesnym rankiem dwa autobusy wiozące górników do pracy, runęły z mostu w Wilczym Jarze wprost do Jeziora Żywieckiego. W katastrofie zginęło 30 osób. Nikt nie zdołał przeżyć tego wypadku. Jak doszło do tej tragedii? Za przyczynę podano między innymi nadmierną prędkość.
Tragiczny wypadek na moście
Pogoda 15 listopada w roku 1978 nie była sprzyjająca. Mróz sięgający kilku stopni poniżej zera dawał się we znaki i bardzo utrudniał poruszanie się po drogach. Ludzie raz za razem wywracali się na śliskich chodnikach, a auta przemieszczały się w żółwim tempie. Tego dnia 27 górników zmierzało do pracy w pobliskiej kopalni. Mężczyzn wieziono w 2 autobusach. Droga była pusta, ale pokryta warstewką lodu. Gdy autobusy wjechały na most w Wilczym Jarze, kierowcy utracili panowanie nad pojazdami. Autobusy jeden za drugim przebiły barierkę i runęły wprost do Jeziora Żywieckiego. Pojazdy runęły z wysokości 18 metrów, dlatego nikt nie miał szans na przeżycie.
Przerażeni świadkowie ruszają na pomoc
Akcja ratownicza na moście w Wilczym Jarze była jedną z najbardziej dramatycznych w regionie. Nikt nie przeżył, a przerażająco zniszczone autobusy już z daleka straszyły zalanymi wodą, pustymi siedzeniami. Z wody wyłowiono 30 ciał. Zginęło 27 górników, jedna kobieta (wdowa po zmarłym wcześniej górniku) oraz dwóch kierowców. Wszyscy zginęli na miejscu, a ciszę po tragedii przerywały krzyki zrozpaczonych świadków zdarzenia.
Mieszkańcy Żywca wciąż pamiętają jedną z największych tragedii powojennej Polski. Każdego roku pracownicy kopalni Brzeszcze składają kwiaty pod pomnikiem na cześć ofiar wypadku.